piątek, 2 grudnia 2011

Dama z łasiczką w Londynie-wystawa Leonarda w konfrontacji z demonstrację uliczną przedstawicielki grupy Luxus

listopad 2011, wystawa w Galerii Olympia w Krakowie, stąd Dama z łasiczką została zabrana w podróż do Londynu
w narodowej światyni sztuki odbywa się obecnie wystawa Leonarda da Vinci, nie jest jednak łatwo dostac sie do środka bo, a: bilety naprzód są wysprzedane, b: trzeba się ustawić bardzo rano w kolejce, c:kosztują 18 funtów; w tej sytuacji właściwym rozwiązaniem okazuje się znowu street art


wieczorem zaś, niestrudzeni robotnicy sztuki kontynuują swoja działalność na Camden Town, oddajac hołd pamięci naszej nieodżałowanej Siostry Amy

upsters in desolated Parrs Head pub, na Camden
 Camden Town
 okazujący zainteresowanie nagradzani byli okolicznościowymi zapałkami;
więcej światła!
prawdziwa? oryginalna!

środa, 19 października 2011

projekt plakatu Helena Siemińska

Od szablonu, nieszablonowe

Koniec XV wieku, Włochy: Leonardo da Vinci portretuje młodą dziewczynę, najprawdopodobniej Cecylię Gallerani, szesnastoletnią kochankę późniejszego księcia Mediolanu. Do towarzystwa przydaje jej białe zwierzątko – gronostaja[1]. Obraz po kilku perypetiach znalazł swój nowy dom w Krakowie, gdzie gronostaja przy okazji przechrzczono na łasiczkę. Koniec XX wieku, Polska[2]: mocą swojego widzenia Ewa Ciepielewska odtwarza dzieło Leonarda jako zestaw czterech szablonów z folii plastikowej i przy ich pomocy maluje (odbija) swoją autorską wersję „Damy z łasiczką”.

Sztuka szablonu rozwijała się wtedy (w latach osiemdziesiątych XX w.) w Polsce dosyć prężnie, stanowiąc miejscowy odłam street-artu i jednocześnie odrębny głos w zmaganiach dwugłowej socjalistyczno-antysocjalistycznej hydry polskiej samej ze sobą. Natomiast Ewa Ciepielewska, po latach spędzonych we Wrocławiu, stanowiła krakowską ekspozyturę zasłużonej dla polskiej sztuki grupy Luxus. Podczas gdy niektórzy tytani sztuki wysokiej walczyli o wolność udręczonej Ojczyzny przy pomocy wylewającego się z płócien „szlachetnego błota”[3], Luxus proponował obrazy ostentacyjnie kolorowe i energetycznie rozbuchane, hipomaniakalną, można powiedzieć, odpowiedź na subdepresję realnego socjalizmu w stanie rozkładu[4]. I do tego wyprowadzał sztukę z jej świątyń, między ludzi.

Rozszczepiona na szablony „Dama” również była gotowa do zmultiplikowania się na polskich murach i ścianach, artystka jednak przeznaczyła dla niej mieszkanko na płótnach i blejtramach. Dopiero tak wyposażona, młoda-stara „Dama” wyruszyła w szereg wędrówek, czy to Wisłą z Krakowa do Gdańska na drewnianych łodziach flisackich[5], czy do Orleanu nad Loarą w antysymetrycznym wobec swojej włoskiej siostry Drang nach Westen. Takie rozwiązanie, street-art  na blejtramy, uważam zresztą za charakterystyczne dla całej, liczącej już niemal trzy dziesięciolecia, twórczości Ewy Ciepielewskiej. Niezależnie od aspektów performatywnych, happeningowych czy ogólnie międzyludzkich – które są niebagatelne – w tej twórczości zawsze w końcu chodzi o malarstwo, czyli o przygody linii, kształtów i kolorów na płótnie. Oraz, co tu dużo gadać, o piękno. I czułość[6].

Właśnie czułość (empatia) rzuca mi się w oczy w drugiej serii portretów autorstwa artystki[7]. Tym razem punktem wyjścia jest wizerunek Amy Winehouse, a wersja od szablonu – swoistym hołdem pośmiertnym dla dziewczyny, urodzonej dokładnie pięć stuleci i dziesięć lat po Cecylii od gronostaja. Młodszej z dam przyszło jednak żyć i umrzeć w porządku kanibalistycznego spektaklu, w którym nawet olśniewający talent nie jest wystarczający, wymagana jest ofiara z całej osoby. Krótko mówiąc: bawimy się jak damy, a jak nie damy, to się nie bawimy. A nawet jak damy i się bawimy, to może się okazać, że wpadamy – w korkociąg – i spadamy – prosto do klubu pięknych, dwudziestosiedmioletnich i martwych. Ewa Ciepielewska, wydaje mi się, widzi to i opisuje[8]. A robiąc to i będąc w tej chwili już prawdziwą damą polskiego malarstwa, nie zrywa kontaktów ze swoją wewnętrzną dziewczyną, jednocześnie zuchwałą i ufną, łagodną i bezkompromisową.

Przekształcenie obrazu w formę gotową do przemysłowego zwielokrotniania przywodzi oczywiście na myśl Andy’ego Warhola. Ma się rozumieć, że są różnice – tam komercyjno-reklamowy sitodruk, tu uliczny szablon, tam jako punkt wyjścia „ikony popkultury”, tu – ikona wiecznie aspirującego do wyrafinowania królewsko-stołeczno-papieskiego miasta[9]. Jednak jest też wspólność, która wydaje mi się zasadnicza. Niezależnie od komentowania rzeczywistości realnego kapitalizmu za oknem, Warhol – gestem jurodiwego ikonopisarza z Medziłaborec[10] – uchyla kurtynę, oddzielającą nas od krainy, gdzie barwy są czystsze, kształty bardziej harmonijnie zestrojone, a ludzi, zwierzęta i rośliny otacza świetlista aura[11]. Nie inaczej Ciepielewska.

Sześć wersji Cecylii[12] i sześć wersji Amy rozmawia ze sobą i gra w międzystuleciowe 6-6[13] na ścianach galerii Olympia[14]. Ale to niejedyne miejsce w Krakowie, w którym w październiku 2011 r. możemy oglądać twórczość Ewy Ciepielewskiej. W „Przedziale” przy ul. Miodowej 22[15] wystawiane są zaledwie dwa obrazy, są to jednak dwa obrazy bezwzględnie wymagające obejrzenia, tylko tyle tutaj napiszę[16]. A w „Bombie” przy Placu Szczepańskim, jeśli powieją pomyślne wiatry, ukaże się „Salon Odrzuconych Amy”[17]. Być może, być może.

Miłosz Biedrzycki


[1] Co było dosyć dogodne, zważywszy, że gronostaj był jednocześnie symbolem kochanka Cecylii, niemożliwego do ukazania na obrazie we własnej osobie, bo już zaręczonego z piętnastolatką z „lepszej” rodziny, oraz alegorią macierzyństwa –Cecylia jest z kochankiem w ciąży.
[2] Pięć stuleci później z dokładnością prawie co do roku. Numerologia, nie ma że boli.
[3] Określenie pochodzące zresztą od samej Ewy Ciepielewskiej, odnoszące się do swoistego pojmowania koloru przez tych nowych Grottgerów i Matejków.
[4] Nawołując przy tym: „Jeśli nie stać cię na luxus we własnym mieszkaniu, zafunduj sobie luxus we własnym samochodzie!” Niektórzy co prawda twierdzą, że w zdaniu tym nie było mowy o luxusie, tylko  o seksie. Zresztą jedno drugiemu, jak to mówią, nie wyklucza – słowa „luxury” na zespolenie ciał i dusz używała już Emily Dickinson.
[6] Nie mylić z czułostkowością.
[7] Nie minęło czasu mało wiele, a tu kolejny ustrój wydaje się być w stanie rozkładu. Oj coś te szablony Ciepielewskiej są dla ustrojów pechowe.
[8] W całej ozdobie.
[9] Bardziej wilgotnej i bardziej hałaśliwej wersji Wadowic, jakby się kto pytał.
[10] Z okolic miasta Medziłaborce pochodzili oboje rodzice Warhola, słowaccy Rusini. Ale chyba w tym miejscu nie muszę o tym pisać, bo wszyscy wiedzą. Natomiast napiszę o tym, jak bardzo po wędrówce przez miasteczka i wioski północno-wschodniej Słowacji twórczość Warhola wydaje się związana z tamtą, słowiańsko-bizantyjsko-górską, tradycją.
[11] Aura, nie bójmy się tego słowa, ducha.
[12] Plus jedna dodatkowa, tzn. egzemplarz, który wędrował przez rzeki i drogi Europy. Przy okazji jest to obraz-patron zespołu muzycznego „White Weasels”, odpowiedzialnego za część muzyczną wernisażu.
[13] Jakby wplątać do tego jeszcze ze 600, to razem byłoby 666 i może i jakiś komentarz do spraw bieżących. Pozdro600!
[14] Wernisaż 21 października 2011 r.
[15] Wernisaż też 21 października 2011 r.
[16] No bo przecież nie zamawiał tej pisaniny „Przedział”, tylko „Olympia”. Ale pójdźcie i obejrzyjcie obie wystawy, (a jak się uda, to wszystkie trzy, patrz następne zdanie), serio mówię.
[17] Wernisaż nie wiadomo kiedy.

sobota, 27 sierpnia 2011

Lodówka-obrzydlistwo


 
Pojęcie ludzkie przechodzi jakie obrzydlistwa ludzie wieszają na swoich lodówkach.

Z takimi magnesami będziemy walczyć!
Napis:"Jezus nadchodzi. Wyglądaj na zajętego." jest oburzający. A drugi, który zachęca by nigdy nie przepraszać za swoją sztukę, pokazuje totalny brak pokory.
Apelujemy, kontrolujcie mieszkania waszych znajomych i rodziny!

Przebudżcie się!

Tym czasem w Polsce rozpoczęliśmy akcję oznaczania drzwi mieszkań ludzi niechodzących do kościoła.
Musimy działać szybko, żeby nie skończyło się tak jak na kompletnie zeświecczonych Wyspach Brytyjskich.


Na całe szczęście, u nas jeszcze sytuacja nie jest taka krytyczna. Na razie dbamy o to, żeby powstawały co najmniej kaplice w każdym centrum handlowym. Ale uważajmy! Zachowajmy czujność!

niedziela, 21 sierpnia 2011

Ewangelizacja Niemiec


Ruszyła od wschodu akcja ewangelizacyjna naszych zachodnich sąsiadów, pod hasłem:
" Istnienie Boga zależy od nas wszystkich". Całą linię wzdłuż rzeki Odry pokryły tysiące plakatów z odnośnym napisem, dla wygody tubylców, w języku niemieckim.
W tej szczególnie cennej akcji, która stanowi nasz istotny wkład w kulturę europejską i jest wspaniałą odpowiedź na obecny kryzys, wziął udział, jako kurator nieoceniony Wojciech Kozłowski.
Tłumaczeniem wszystkiego przerażonym Niemcom zajął się Ryszard Górecki. Na zdjęciu poniżej w towarzystwie nieodłącznego Elvisa Presleya.






















Wspaniałym akcentem było włączenie się w akcję przedstawicieli tego zlaicyzowanego narodu, pod postacią radykalnej grupy alpinistycznej "Gott mit uns". Jej członkowie pod osłoną nocy umieścili nasze hasło na frontonie berlińskiego Hauptbanhoff.

czwartek, 23 czerwca 2011

Miłość

Z okazji święta Bożego Ciała grupa LuXus przygotowała rękami Nestorek Grupy wspaniały ołtarz.
Fotografia jest niestety nie najlepszej jakości, ponieważ reszta grupy był kompletnie upojona świąteczną atmosferą.
Popołudniu odbyła się konferencja przedstawiciela Grupy i jej kronikarki z gośćmi z zagranicy.
Od lewej: Franciszek Kowolowski, Ania Mituś i Martin Zet.
Miało to miejsce podczas corocznego święta wrocławskiej młodzieży zwanego punx piknikiem.

czwartek, 12 maja 2011

środa, 27 kwietnia 2011

podróż damy z łasiczką Wisłą do morza

Niusy z Krakowa:


Jak co roku od sześciu lat, z Krakowa do Gdańska płynie w maju Królewski Flis na Wiśle. Płynie na drewnianych łodziach, z nurtem rzeki, zgodnie z flisackimi zasadami sztuki czytania wody.
Co roku podróży przyświeca jakaś aktualna idea:
Postulaty Solidarnosci, Konstytucja Warszawska, uratowanie arrasów
wawelskich i Szczerbca przez flisaków.
Wiezie się również tradycyjne towary: jednak tym razem oprócz soli, węgla i zboża płynie towar luxusowy: "Dama z łasiczką", 30x40, szablon na płótnie Ewy Ciepielewskiej oraz kolekcja sztuki współczesnej VOLANS, w której znajdują się prace min. Pawła Jarodzkiego i Jurka Kosałki - albowiem
w dzisiejszych czasach nie samym chlebem flisak żyje.
"Dama z łasiczką" wyrusza z Krakowa 30 kwietnia 2011, między godz 11-13. Galar na którym popłynie, cumuje obok sceny przy statku Nimfa, pod Wawelem.
Ale już 6 maja w Solcu nad Wisłą przenosi się na soleckiego bata należącego do Flisu Akademickiego
i dalszą wędrówkę odbywać będzie w doborowym towarzystwie Płynącego Festiwalu Sztuk,.
Podróż obrazu zwieńczy pokaz na statku muzeum "Sołdek" na Motławie, w Gdańsku,
gdzie zostanie przedstawiony razem z kolekcją Volans i serią zdjęc dokumentujących podróżowanie po Wiśle.

poniedziałek, 14 marca 2011

Artyści Wariaci Anarchiści


Echa czeczywistości PRL, spisane
radośnie przez bratnie komando gdańskiego Totartu -
propagatorów orgazmu permanentnego

Artyści, Wariaci, Anarchiści

niedziela, 6 marca 2011